Rok 2024 nie był dla Ukrainy dobry. Ten zapowiada się jeszcze gorzej. Czy ukraiński front może się załamać, zanim dojdzie do negocjacji zapowiadanych przez Donalda Trumpa, który przejmuje oficjalnie władzę w Stanach Zjednoczonych 20 stycznia 2025 roku? Co czeka Ukrainę w najbliższych miesiącach? Na zwycięstwo się nie zanosi.
Gen. Leon Komornicki: – Ukraina tej wojny nie może wygrać. Przegrała ją już w marcu 2022 r. i to z winy Zachodu, który – skoro się podjął wysiłku pomocy Ukrainie – to nie powinien dopuścić do tego, by wyglądała ona tak, jak to miało miejsce od początku agresji Rosji na Ukrainę. Tak uważałem od początku wojny i teraz mówiąc inaczej sprzeniewierzyłbym się swojemu doświadczeniu, swojej wiedzy o Rosji, o rosyjskiej armii, rosyjskim myśleniu, ale też samemu sobie.
Dlatego nie wpisywałem się i nie wpiszę w propagandę i dezinformację czy też konfabulacje, królujące w naszej przestrzeni informacyjnej, które nie odpowiadały w żaden sposób temu, co się w Ukrainie naprawdę dzieje. Kompletnie rozmijały się one z rzeczywistością. I chociaż pojawiały się też głosy rozsądku, to raczej odosobnione.
Mówiłem o tym wprost. Wojna została przegrana przez Ukrainę po agresji Rosji już w marcu 2022 roku. Oczywiście trwa już prawie 3 lata, ale bez pomocy Zachodu już dawno byłaby przegrana. Skoro jednak Zachód zdecydował się udzielić pomocy w Ukrainie, to pomoc ta nie tak powinna wyglądać, jak widzieliśmy i nie w oparciu o taką strategię zarządzania eskalacją wojny, jaką przyjęli Amerykanie i sojusznicy z NATO.
Dawkowano uzbrojenie Ukrainie metodą kropelkową. O to chodzi?
Tę strategie nakreślił sam Antony Blinken, sekretarz stanu USA, który mówił o gotowaniu rosyjskiej żaby, ścieraniu rosyjskiej armii. Słyszeliśmy, że Ukraina ma nie przegrać wojny, ale nie, że ma ją wygrać. Ta amerykańska strategia poniosła porażkę, bo była oparta na nieznajomości Rosji, rosyjskiego myślenia, które jest zupełnie inaczej ukształtowane, niż się na Zachodzie wielu strategom wydaje.
Władimir Putin, naśladując stalinowskie metody rządów, nakłada ograniczenia na obywateli i zwiększa kontrolę nad społeczeństwem. Lata w łagrze za mówienie o wojnie w Ukrainie, zamiast o operacji specjalnej, to jeden z przykładów zastraszania.
Rosyjskie społeczeństwo jest dwuwarstwowe. Jest warstwa tych najbardziej bogatych, oligarchów i aparatczyków, przedstawicieli służb i wojska oraz druga warstwa, ta biedniejsza część Rosjan, która zamieszkuje prowincje. Jej sposób myślenia jest zupełnie inaczej skonstruowany niż wielu politykom i wojskowym na Zachodzie się wydaje.
Boją się czy tęsknią za ruskim mirem, czyli rosyjską ekspansją geopolityczną zmierzającą do odbudowy imperium rosyjskiego, światowego mocarstwa?
Ich sposób myślenia, działania, w dużej części jest inny niż nam się wydaje. W 100 procentach podporządkowany władzy. Niektórzy wręcz czują się źle, jeśli w realizację działań nakazanych przez władzę się nie angażują. Tak zostali ukształtowani. Zaszczepiono im genom takiej postawy wobec państwa i władzy i mają im służyć za wszelką cenę i ze wszystkich sił. Wtedy czują, że taką właśnie rolę wypełniają. I to nie tylko dlatego, że społeczeństwo rosyjskie jest zastraszone.
Wielu obywateli ma taką świadomość, kształtowaną od wieków, i tak myśli. Ta świadomość została oczywiście spotęgowana obecną polityką informacyjną Kremla, którą Putin przekuwa następnie na narrację zagrożenia. Popatrzcie, Rosja jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Jej życie, tradycje, jej byt są zagrożone przez Zachód, bo gdyby nie jego pomoc, to Ukraina dawno by tę wojnę przegrała.
I faktycznie Ukraina przegrałaby tę wojnę bez pomocy Zachodu. Tak się nie stało, ale to co teraz robi Zachód dla Ukrainy jest spóźnione o 2,5 roku.
Mimo wielu problemów na froncie stać jednak było Ukraińców na niespodziewany atak w rosyjskim obwodzie kurskim. Zajęli nawet około 1.400 kilometrów kwadratowych rosyjskiej ziemi, zanim Rosjanie przeszli do kontrataku.
Kursk, zgodnie ze sztuką wojenną, jest przykładem awanturnictwa polityczno-wojskowego, w którym wytracono i wytraca się w dalszym ciągu żołnierzy, dzisiaj już głównie ze względów ambicjonalnych, typowo postsowieckich. To uderzenie było kompletnie niepotrzebne. Wielu ukraińskich przywódców wyszło ze związku sowieckiego, ale związek sowiecki z nich nie wyszedł.
Chodziło o to, by Kijów miał kartę przetargową w negocjacjach pokojowych. Główny cel tych działań, to między innymi pokazanie tuż przed objęciem prezydentury w USA przez Donalda Trumpa, że wspieranie Ukrainy ma sens.
Przede wszystkim, jak mówiłem, cele polityczne, jakie sobie postawiły Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy nie były spójne z celami politycznymi Ukrainy. Poza tym zadania stawiane armii ukraińskiej były często ponad jej siły. Czy działania w obwodzie kurskim, z militarnego punktu widzenia, były potrzebne? Te doborowe brygady bardziej byłyby potrzebne w obronie, a nie tam. Mogłyby pomóc w utrzymaniu bronionych rubieży, w obronie ważnych logistycznie i przemysłowo terenów, które za chwilę Ukraina może stracić, bo na froncie wszystko się sypie.
Kijów odnosi oczywiście taktyczne sukcesy, skutecznie atakuje Rosję na morzu, niszczy jej logistykę w głębi kraju. Jednak punkt ciężkości tej wojny jest na frontach wschodnim i południowym, a tam siły ukraińskie są pod coraz większą presją. Tak naprawdę jest to jeden z przykładów, że cele polityczne wzięły w Ukrainie górę nad celami militarnymi.
Wysoki rangą polityk amerykański powiedział, że trzeba zrobić wszystko, by armia ukraińska nie przegrała tej wojny. Nie powiedział, że powinna ją wygrać. A co znaczyłaby wygrana Ukrainy? To jest ważne pytanie, na które nikt nie odpowiedział. Słyszeliśmy, że kiedy Ukraina dostanie kolejne partie nowoczesnego uzbrojenia, to przejdzie do ataku i może pobić Rosjan. Nawet prezydent Joe Biden, otwierając szczyt NATO w Waszyngtonie, przekonywał – choć trochę mniej optymistycznie – że Ukraina może powstrzymać Władimira Putina i Rosję.
Nie tylko w Stanach Zjednoczonych tak mówiono?
Oczywiście, w naszej przestrzeni medialnej też tak mówiono. Chętnie uprawiano taką propagandę. Ukraina wygra wojnę z Rosją? To niemożliwe. Jest to kompletnie ponad siły Ukrainy, ale i Zachodu, który nie ma obecnie do tego zdolności. Jakie są zdolności europejskich państw NATO? Mamy nowoczesne systemy uzbrojenia, przewagę technologiczną, więcej samolotów i nie tylko. Jednak przewagi technologicznej nie mierzy się tym, co mamy, tylko tym, na jak długo nam to wystarczy, jeśli umieścimy te środki na osi czasu wojny.
Na jak długo nam one wystarczą? Na trzy dni? Amerykanie mają około 2.000 rakiet ATACAMS. Część przekazali Ukrainie. Ile ich tam jeszcze zostało? Na pewno zbyt mało. Bo żeby stworzyć strefę antydostępową, czyli oddzielić, odizolować wojska rosyjskie w Ukrainie od terytorium Rosji, od dostaw sprzętu i logistyki – co jest kluczową rzeczą, to niezmienna zasada sztuki wojennej – do tego trzeba by Ukrainie tysięcy rakiet. Ale i wówczas Ukraina mogłaby wygrać z wojskami rosyjskimi na swoim terytorium – a nie pokonać Rosję. Ukraina ma tyle rakiet? Nie. I nie zrobiono w tej kwestii wiele, bo Zachód sam nie ma takich zasobów.
Przykładem są też jak rozumiem kłopoty z amunicją. Europa i Ameryka miały problemy, by ją dostarczyć w dużych ilościach, ponieważ przez dekady rozbrajaliśmy się, bo miał być pokój. Handel z Zachodem miał ucywilizować Rosję, tymczasem dostarczył jej pieniędzy na zbrojenia. Stąd te problemy?
Tak, tak jest. Pomoc Zachodu była i jest niewystarczająca, by odizolować armię rosyjską walczącą w Ukrainie. Ukraińska armia nie miała nawet zdolności do podjęcia tej sławnej kontrofensywy w 2023 roku, która była kompletną aberracją. Była ona przegrana już na początku. Przestrzegałem wiele razy przed podjęciem takiej próby. Inaczej niż na Zachodzie. No i jak się zakończyła kontrofensywa? Wielką klapą. Do tego Ukraińcy wbili sobie gwóźdź do trumny wszystkich prób działań ofensywnych w przyszłości.
Amerykanie nie mają doświadczenia w wojowaniu z Rosją. Pod tym względem to my jesteśmy profesorami. Strategia USA skupiona jest na przestrzeni morskiej, powietrznej. Teraz dopiero wojskowi zachodni szukają opracowań o rosyjskiej sztuce wojennej w antykwariatach.
Rosja też poniosła dotkliwe straty. Słyszymy nawet opinie, że znajduje się na krawędzi kryzysu. Putin będzie musiał wybierać – toczyć dalej wojnę czy dać ludziom chleb i masło.
I co, Rosja może przegrać tę wojnę? Pójdziemy na Władywostok? Pośród naszych „dyżurnych satyryków”, którzy opowiadali dyrdymały o tym, że Ukraina może wygrać z Rosją, byli również niektórzy wojskowi. Nie będą owijał w rosyjską bawełnę. Takie nieuprawnione oceny, to jakiś zaścianek, brak zdrowego rozsądku. Obszar Rosji, to 17,1 miliona kilometrów kwadratowych. Ma też ponad trzykrotnie więcej mieszkańców niż Ukraina. Do tego jest o wiele silniejsza gospodarczo od gospodarki ukraińskiej będącej na garnuszku Zachodu. Ile rakiet produkuje Rosja, ile dronów? Czy w dyskusji o wojnie z Rosją ktoś bierze to pod uwagę?
Do tego dochodzi wytrzymałość rosyjskiego społeczeństwa. Czy ktoś to ocenia?
Nie udało się skutecznie wprowadzić sankcji. Gospodarka rosyjska może być na kolanach, to wówczas będą produkować tylko czołgi. Żaden legion rosyjski nie wywoła też w Rosji rewolucji, społeczeństwo nie obali Putina. Rosyjski sposób myślenia nie zmienia się radykalnie od wieków.
Wiemy, że Rosja nie szanuje żołnierzy, stosuje na froncie głównie tak zwane „ataki mięsne” i ponosi w nich ogromne straty. Czy w ten sposób w końcu się nie wykrwawi?
A Ukraińcy? Nie ponoszą strat? Przecież największym obecnie problemem Ukrainy jest brak żołnierzy do walki. Armia ma ogromne braki kadrowe, bo masowo giną dowódcy pododdziałów. Ukraińska kadra jest wyniszczana, nie ma kto dowodzić. Plutonami dowodzą żołnierze, którzy mają największe doświadczenie bojowe, nie oficerowie. Brakuje ludzi do walki. Młodzi ludzie uciekają przed wojskiem, a ci, którzy zostali do niego wcieleni coraz częściej dezerterują. Od początku wojny zdezerterowało 100.000 żołnierzy. Toż to cała ogromna armia. Proponuje się Ukraińcom obniżyć próg wieku poborowych. Bez ich wcześniejszego wyszkolenia to nic nie da. A na to nie ma czasu.
Rosja też ma problemy z mobilizacją, w armii również wielu żołnierzy dezerteruje z frontu.
Tak, Rosji też brakuje żołnierzy. Tak, też dezerterują, ale Rosja jest pod każdym względem w lepszej sytuacji niż Ukraina. Tam wciąż do wojska zgłaszają się ochotnicy, którzy myślą zupełnie innymi od naszych kategoriami i motywowani są nie tylko pieniędzmi, ale też obowiązkiem wobec kraju. Społeczeństwo rosyjskie konsoliduje się wokół Putina, który może przeciągać tę wojnę, licząc na wycieńczenie Ukrainy.
Co zatem Zachód powinien zrobić, aby Ukraina mogła kontynuować walkę i nadal powstrzymywać rosyjskie wojska, jak to robi dotąd, zaskakując swoją odwagą, uporem i determinacją cały świat? To wzmocniłoby przecież jej kartę przetargową w przyszłych negocjacjach zapowiadanych przez Donalda Trumpa.
Przede wszystkim konieczne jest wzmocnienie obrony powietrznej Ukrainy, by mogła odpierać skutecznie wyniszczające uderzenia z powietrza. Ukraińcy twierdzą, że potrzebują 25 baterii Patriot. Do tego tysięcy rakiet. Skąd je jednak brać? Amerykanie mają ponad 1.000 Patriotów, ale część z nich stacjonuje w różnych krajach, do tego wysłali część Patriotów na Bliski Wschód. Muszą myśleć o własnej obronie. Europa też nie ma za bardzo czym się dzielić. Do tego największa ostatnio chyba od początku wojny pomoc wojskowa dla Ukrainny jest spóźniona o 2,5 roku. Niedawno prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział, że każda z ponad 100 ukraińskich brygad walczących obecnie na froncie potrzebuje dozbrojenia, zanim będzie możliwe zwiększenie liczby żołnierzy.
Rosja na dłuższą metę też nie jest chyba zainteresowana przedłużaniem wojny. Liczyła przecież na błyskawiczne zwycięstwo, a teraz – mimo poparcia społecznego – wojna szkodzi jednak interesom bogatych oligarchów.
Włoski generał Christopher Cavoli, naczelny dowódca Sił Sojuszniczych w Europie, powiedział, że niezależnie od wyniku wojny w Ukrainie, rosyjskie wojsko będzie silniejsze niż obecnie. NATO nie powinno mieć złudzeń co do siły armii Putina. Do tego społeczeństwo rosyjskie jest kilkadziesiąt razy odporniejsze na skutki wojny od społeczeństw zachodnich, które nie wyobrażają sobie wyjścia z obecnej strefy komfortu. Ma rację. Rosyjska kadra dowódcza po zakończeniu wojny w Ukrainie będzie najlepsza na świecie. Oficerowie szybko się uczą, poprawiają błędy i wdrażają doświadczenia z wojny. Ukraińska kadra również, ale tej nie będzie zbyt wiele, zwłaszcza na najniższych szczeblach.
Wszyscy teraz czekają na Donalda Trumpa. Mają nadzieje, że nowy-stary prezydent szybko doprowadzi do pokojowych negocjacji.
W jeden dzień? Już jego administracja mówi, że negocjacje nie będą łatwe i mogą potrwać pół roku. Pamiętajmy przy tym, że eskalacją wojny Rosji w Ukaranie zarządzają Chiny, realizując przy okazji swoje cele polityczne, podobnie jak z drugiej strony eskalacją wojny po stronie ukraińskiej zarządza USA. Putin jest w tym układzie wciąż silnym graczem. Nawet jeżeli dojdzie do rozejmu, to będzie to nadal wojna niezakończona. Dlatego musimy, przy zachowaniu strategicznego myślenia, zrobić wszystko co możliwe, żeby wzmocnić naszą obronność.
Co konkretnie?
Przede wszystkim powinniśmy zdefiniować istotę i charakter rosyjskiej agresji. We wszelkich debatach nad Rosją przechodzimy górą nad tym tymi problemami. Nie ma żadnych opracowań oceniających istotę i charakter rosyjskiej agresji i wynikającej stąd sztuki operacyjnej i taktyki. Nie ma. A na wiele spraw należy zwrócić uwagę.
Jakich przykładowo?
Rosja przenosi dzisiaj wysiłek militarny w przestrzeń powietrzną, w kosmos. Wykorzystuje w działaniach głównie lotnictwo, drony, pociski rakietowe. Wojska lądowe mają charakter podwykonawczy. Odłupanie kawałka terytorium jest jej potrzebne po to, żeby stworzyć strefę do ścierania się i związania sił armii państwa napadniętego. Jednak niszczyć państwo i wolę narodu do jego obrony Rosja stara się przede wszystkim atakami z powietrza. Musimy o tym pamiętać. Nie przygotowujemy się przecież do wojny z kosmitami, ale z Rosją.
Przykład Ukrainy pokazuje, że łamie się w ten sposób ukraińską gospodarkę, ale też wolę społeczeństwa do walki. Podobnie, gdyby doszło do najgorszego, może być w Polsce. Rosjanie nie muszą wkraczać na nasze terytorium, by niszczyć naszą infrastrukturę i wolę narodu do walki. Czy my to widzimy? Powielamy rosyjską i ukraińską dezinformację, która zamazuje rzeczywisty obraz tej wojny. Opanujmy się w końcu.
Co zatem powinniśmy robić?
Kiedyś, jako porucznik, spóźniłem się na odprawę do dowódcy, którym był były oficer Armii Krajowej, rehabilitowany i tak jak generał Skalski przywrócony do służby. Usłyszałem od niego „Panie poruczniku, przyjdź pan wczoraj”. Zrozumiałem, że w przygotowaniach do wojny nie można się spóźniać. Musimy budować siły zbrojne uwzględniając perspektywę 20–30 lat. W tych kategoriach powinniśmy dyskutować o przyszłości naszego wojska.
Kiedy w Polsce dokonywała się zmiana geopolityczna, wielka zmiana pokoleniowa w wojsku – gdy jeszcze na naszym terytorium stacjonowały wojska rosyjskie, ale już było wiadomo, że to wszystko się wkrótce rozsypie – na pierwszej odprawie w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego postawiliśmy zasadnicze pytanie. Brzmiało on następująco. „Co będzie z Rosją za 20–25 lat”. W takich strategicznych kategoriach, 20–30 lat do przodu, należy myśleć o obronności, a nie miesiąc czy dwa naprzód.
Co zatem jest teraz najbardziej pilne?
Trzeba pilnie zdefiniować cele polityczne systemu obrony państwa. Tymczasem wciąż nie mamy Strategii Bezpieczeństwa. Nie ma jej od czterech lat, a jest teraz bardzo potrzebna. W tej aktualnej mamy do czynienia z kakofonią nieaktualnych zapisów, dyrdymałów opracowanych przez wielu różnych panów w oparciu o Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, bez udziału Sztabu Generalnego Wojska Polskiego czy Akademii Sztuki Wojennej.
Dokument ten leży na półce, nikt do tego nie zagląda, nikt tego nie rozliczył i nic z tego co tam zapisano nie zostało zrealizowane. To nowa, półkowa strategia. Dziś najwyższy czas, aby zadać sobie spóźnione już i tak pytanie, co zrobić, żeby za 20–30 lat Polska była bezpieczna. Tego wciąż nie mamy.
To ważne, by zbudować mocny gmach bezpieczeństwa narodowego, składający się z wielu elementów, który musi służyć najważniejszemu celowi politycznemu państwa. A co jest najważniejszym interesem narodowym Rzeczypospolitej?
Pokój?
Interesem narodu polskiego jest jego pokojowy rozwój i przetrwanie. Temu wszystko powinno być podporządkowane. Każda wojna na styku z Rosją jest naszą przegraną. Powinniśmy zdefiniować charakter i istotę rosyjskiej agresji, a my we wszelkich debatach o Rosji przechodzimy nad tym bez refleksji, nie wyciągamy dostatecznych wniosków wynikających z działań rosyjskiej sztuki operacyjnej czy taktyki.
Zgodnie z tym celem politycznym należy zmienić doktrynę, która nie powinna być tylko defensywna, ale mieć jednocześnie charakter ofensywny. Musimy mieć zdolności do odparcia uderzeń powietrznych i wykonania uderzenia odwetowego. Na tym dziś przede wszystkim polega obrona.
Fundamentem państwa polskiego jest naród i wszystko co jest jego własnością, obszar państwa, potencjał gospodarczy, klasa polityczna czy polityka zagraniczna, robiona teraz dobrze, ale spóźniona o 20 lat. To wszystko jest na „przyjdź pan wczoraj”. Dzisiaj Polska powinna być moderatorem polskich interesów w NATO, ale też wszystkich państw na wschodniej flance, wzmacniając tym samym obronę sojuszu.
Temu ma służyć rozbudowa naszych sił zbrojnych, nie wojowaniu. I to jest wyzwanie. To jest nasz najważniejszy narodowy interes. Interes kraju na wschodniej flance. Nasza pierwsza, zero-jedynkowa kalkulacja. Chodzi o to, żeby Rosja nie ważyła się nas zaatakować.
A kiedy tak może się stać? Gdy zmieni się dotychczasowa doktryna odstraszania NATO, która się nie sprawdziła. Ambicje nuklearne w Rosji były są i będą, nawet po odejściu Putina.
Trzeba wrócić do wcześniejszej wersji doktryny masowego odstraszania. To jest wyzwanie, do którego musimy przekonać wszystkich sojuszników. Taka dziś powinna być nasza rola. Przestać w końcu powtarzać „tak jest”, na wszystko co mówią Amerykanie. Zasadniczą funkcją odstraszania powinna być doktryna masowego odwetu.
Słowa „masowy odwet” brzmią wyjątkowo groźnie. Kojarzą się z jądrowym armagedonem.
Niesłusznie. W ramach tej doktryny chodzi przede wszystkim o to, by w pierwszej kolejności zbudować zdolności do odparcia zmasowanych ataków powietrznych. To jest zadanie pierwszoplanowe, biorąc pod uwagę charakter rosyjskiej agresji. Mówiłem i pisałem o tym wcześniej. Potrzebujemy przynajmniej 22 baterie Patriot. Do tego tysiące rakiet. W tym zakresie musimy mieć zbudowaną wystarczalną obronność. Nie chodzi przy tym o samodzielną obronność pod tym względem, ale dostateczną. Czyli to, co mamy obecnie powinniśmy racjonalnie zagospodarować, maksymalnie wykorzystać na rzecz obrony państwa.
Rosja nie popełni tego błędu co na Ukrainie i nie uderzy na nas wojskami lądowymi, dopóki 80% celów nie zostanie zniszczonych z powietrza. Nie wcześniej. Do tego rozbudowując obronę powietrzną wypełniamy jednocześnie art. 3 Traktatu Północnoatlantyckiego, który nakazuje państwom Sojuszu, uogólniając zapis, systematyczne powiększanie swojego potencjału obronnego. A my co mamy? Przez ostatnie 25 lat uprawiamy pod tym względem narrację propagandową, mówiąc przede wszystkim o art. 5, że w razie zagrożenia sojusznicy nam pomogą, nie zwracając uwagi na wypełnianie art. 3. Tyle tylko, że inne kraje Sojuszu też liczą na art. 5 nie przejmując się jak dotąd art. 3 Traktatu, więc kto i czym nas będzie bronił?
Przy naszej znajomości Rosji, to my powinniśmy być mężem opatrznościowym NATO.
Kolejną ważną zdolnością tego masowego odwetu jest założenie, że wszyscy sojusznicy będą mieli zdolności odstraszania polegające na przeniesieniu uderzenia na terytorium agresora, porażenia przynajmniej jego obiektów położonych w europejskiej części Rosji, która ma kilka milionów kilometrów. Znajduje się tam 4.000 obiektów, które należałby porazić, w przypadku ataku Rosji. Wiedząc, że mamy takie zdolności, Rosja nie powinna odważyć się nas zaatakować.
Kiedyś taką doktrynę miało USA, ale istotnie dotyczyła ona broni jądrowej. Dzisiaj, przy obecnych środkach, którymi dysponujemy, nie chodzi wcale o odwet jądrowy. Wystarczy tylko maksymalnie wykorzystać zasięgi i możliwości konwencjonalnej broni rakietowo-powietrznej. Koniec, kropka. To uważam za zasadnicze dziś wyzwanie dla naszego bezpieczeństwa.
