W trakcie irańskiego ataku ok. 330 dronów i rakiet na Izrael, który miał miejsce w nocy z 13 na 14 kwietnia 2024 r., jedynie kilku celów nie udało się zestrzelić, ale i one nie wyrządziły większych szkód. Tylko jedna dziewczynka została ranna w ataku przez spadające odłamki.
Prezydent USA Joe Biden gratulował amerykańskim i koalicyjnym pilotom, którzy pomagali Izraelowi w obronie zestrzeliwując ponad 80 dronów kamikadze Shahed. Powiedział, że są najlepsi na tym cholernym świecie. Jednak Pentagon zamiast pogratulować sobie zwycięstwa aliantów z irańskim zmasowanych atakiem powietrznym (Izrael wspierała też Wielka Brytania, Francja, Arabia Saudyjska i Jordania), mówi o obawach.
Najwyżsi urzędnicy Pentagonu uważają, że ostrzał Izraela, to jedynie zapowiedź znacznie większych potencjalnych uderzeń z powietrza, które Chiny mogą przeprowadzić na Guam na Tajwanie oraz na inne cele, w przyszłej wojnie na Pacyfiku.
Amerykański portal Breaking Defense (BD) cytuje szefową technologii Pentagonu Heidi Shyu, podsekretarz ds. badań, rozwoju i inżynierii, która chwaliła technologiczną wyższość amerykańskiego uzbrojenia nad tym, które mają na uzbrojeniu kraje z innych kręgów kulturowych. Pokładowy system obrony powietrznej Aegis (AEGIS Balistic Missile Defense), będące na uzbrojeniu amerykańskich okrętów zestrzelił rakiety balistyczne lecące na Izrael, a lądowe systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe Patriot sprawdziły się na Ukrainie. Dodajmy, że Marynarka Wojenna USA podczas irańskiego ataku wykorzystała po raz pierwszy w warunkach bojowych pociski SM-3 (Standard Missile 3), będące na uzbrojeniu okrętowych systemów obrony przeciwrakietowej Aegis, które są wykorzystywane do niszczenia rakiet balistycznych krótkiego i średniego zasięgu.
Jak donosi The War Zone, to te rakiety zniszczyły irańskie pociski balistyczne lecące na wysokości ok. 100 km, czyli na granicy atmosfery ziemskiej i przestrzeni kosmicznej. SM-3 niszczy cel poprzez silne uderzenie w niego. Zasięg pocisku wynosi aż 1200 km. Jego kluczową funkcją jest możliwość niszczenia pocisków przeciwnika znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej, przez co broń tę nazywa się też często (trochę na wyrost) bronią antysatelitarną.
Dlaczego więc urzędnicy w Pentagonie nie świętowali zwycięstwa, a wręcz przeciwnie, podczas konferencji National Defense Industrial Association (NDIA) dotyczącej obrony przeciwrakietowej, która gromadzi kluczowych dowódców i graczy w przemyśle obronnym, mówiono, że to nie jest czas na samozadowolenie?
Zmiana sposobu myślenia
Głównym powodem obaw jest fakt, że skala przyszłego zagrożenia będzie wymagać większej liczby dronów i tańszych samolotów przechwytujących, nowych systemów obronnych, takich jak lasery o dużej mocy, a także przygotowania do wykonywania ataków wyprzedzających lub odwetowych na wyrzutnie wroga, gdyż w wysoce zaciętej walce o Indo-Pacyfik liczba tego typu ataków, jak ten irański, może być zdecydowanie większa.
Tego typu uzbrojenia armii amerykańskiej wciąż brakuje.
– Bardzo ważne jest, aby wyciągnąć wnioski z ataku Iranu na Izrael i Rosji na Ukrainę – powiedział podczas konferencji cytowany przez Breaking Defense zastępca sekretarza obrony John Plumb.
Jego zdaniem, najważniejszą lekcją, jaką wyniesiono z obu konfliktów jest to, że wróg może wystrzelić wiele rakiet i dronów na raz.
– Musimy mieć obronę na dużą skalę, ponieważ przeciwnik może opracować tanie systemy, a następnie wysłać je jednocześnie – podkreślił Plumb.
Dyrektor Agencji Obrony Przeciwrakietowej Pentagonu, generał broni Sił Powietrznych Heath Collins podkreślił, że liczba rakiet, które są obecnie na wykorzystane i pozostają na wyposażeniu, jest zdumiewająca.
Nawet przeciwnicy niemający zawodowych sił zbrojnych, jak nieregularni Huti w Jemenie, są w stanie pozyskać znaczną liczbę rakiet i dronów. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy muszą więc przygotować się na skoordynowane ataki wolniejszych, niższych, ale bardziej nieprzewidywalnych rakiet manewrujących, dronów, ale też pocisków hipersonicznych. A naddźwiękowe myśliwce przechwytujące THAAD, przeciwrakietowe zestawy Patriot i Standard Missile opracowane do zestrzeliwania broni balistycznej, są kosztowną przesadą w walce z dronami, które mogą kosztować kilka tysięcy dolarów.
Do tego nawet tradycyjne systemy balistyczne są coraz częściej wyposażone w głowice bojowe zdolne do wykonywania manewrów w ostatniej chwili, w celu zmylenia obrońców. Coraz mniej rakiet jest już naprawdę balistycznych.
Siły zbrojne muszą ponieść koszty, by przygotować się na nadchodzące zagrożenia, jakimi może być fala nawet większa, niż 300 środków powietrznych użytych jednocześnie przez Iran na Izrael. Stąd tak duże znaczenie rozbudowy obrony przed dronami z niższej półki.
Ta dysproporcja kosztów między obroną powietrzną, a atakiem skłania siły zbrojne na całym świecie do poszukiwania tańszych opcji obrony przeciwrakietowej. Stad inwestycje w lasery i mikrofale o dużej mocy oraz zintegrowane systemy strzeleckie.

fot. Lockheed Martin
Systemy antydronowe dostarczane na Ukrainę sprawdziły się w boju
Ukraina udowodniła, że efektywność strzelania do dronów z tradycyjnych środków ogniowych, jak karabiny szturmowe i maszynowe, wielokalibrowe karabiny maszynowe i sprzężone działka ZSU-23, używane w Ukrainie, ale i przez polską armię w systemach Pilica, nie zawsze jest zadawalająca.
– Strzelanie zwykłą amunicją do dronów nie zawsze się sprawdza. Trudno zniszczyć cel, do tego z reguły trzeba wystrzelić jej bardzo dużo, aby to się udało. Doskonale sprawdza się natomiast w takich przypadkach amunicja rozcalona – uważa dr Radosław Piesiewicz, jeden ze współzałożycieli firmy Advanced Protection Systems (APS).
Systemy antydronowe produkowane przez APS, w zestawie z armatkami 35 mm produkcji brytyjskiej firmy, strzelające taką właśnie rozcalaną amunicją, dostarczane są na Ukrainę. Sprawdziły się w boju. Dlatego taką amunicję powinniśmy produkować również w Polsce.
Oczywiście ukraińskim obrońcą udaje się zestrzeliwać drony z wielkokalibrowych karabinów maszynowych czy działek, ale wymaga to zaawansowanej, choć stosunkowo niedrogiej sieci czujników rozmieszczonych jak najdalej z przodu, aby wychwycić nadchodzące zagrożenie i szybko zaalarmować znajdujące się na jego drodze mobilne działa przeciwlotnicze. Tylko jeśli nadlatujące rakiety i drony ominą tę pierwszą linię obrony, mogą zagrozić celom wojskowym i infrastrukturze krytycznej. Ukraina wykorzystuje też swoje ograniczone zasoby Patriotów i innych wysokiej klasy zachodnich systemów, ale ze względu na wysokie koszty pozostawia je do niszczenia pocisków balistycznych, nawet hipersonicznych, których prędkość przekracza kilka Machów.
Amerykanie chcą skoncentrować się na znacznie tańszych przechwytywaczach
Amerykańska wersja warstwowej obrony przeciwrakietowej zakłada natomiast, że często najpierw strzela się z najdroższej broni, ponieważ ma ona największy zasięg, podczas gdy tańsze alternatywy, takie jak lasery, armatki szybkostrzelne czy broń maszynowa, które mają krótki zasięg, wchodzą do gry w obronie z bliska i w ostatniej chwili. Aby to zmienić, Amerykanie chcą odwrócić zamówienia w przemyśle obronnym i skoncentrować się na znacznie tańszych przechwytywaczach, by poradzić sobie ze skalą zagrożenia. Takie przechwytywacze są już budowane i działają bardzo dobrze.
Według urzędników Pentagonu, jednym ze sposobów poprawy opłacalności jest rozpoczęcie ataku i zniszczenie wrogich dronów i rakiet jeszcze przed ich wystrzeleniem, gdy są stosunkowo statyczne i skupione razem. Zamiast odbijać nadlatujące strzały, lepiej zmierzyć się z łucznikiem.
Okazuje się, że co najmniej 80 dronów i sześć rakiet balistycznych zniszczono, zanim mogły uderzyć w Izrael. W tym jest rakieta balistyczną na wyrzutni i siedem UAV zniszczonych na ziemi, przed ich wystrzeleniem z terenu Jemenu kontrolowanego przez Huti.
Do tego niezbędny jest jednak system rozpoznania przekazujący informacje o celach w czasie rzeczywistym, amunicja precyzyjna, także dalekiego zasięgu oraz cała gama systemów do zwalczania dronów – od tych, będących na uzbrojeniu pojedynczego żołnierza po najbardziej złożone systemy, takie jak lasery.
Polskie wojsko dokładnie śledzi działania w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie
Armia amerykańska, marynarka wojenna i siły powietrzne Stanów Zjednoczonych opracowują lasery o mocy 300 kW i zasięgu znacznie większym, niż obecna broń przeciw dronom. Szczegóły nie są znane, ale amerykańscy analitycy twierdzą, że w USA trwają prace nad opracowaniem broni laserowej jeszcze większej mocy.
Koncern zbrojeniowy Lockheed Martin w ramach programu HELSI (High Energy Laser Scaling Initiative) buduje najsilniejszy laser wojskowy na świecie o mocy wiązki 500 kW (dotychczas najsilniejszy laser militarny ma 300 kW, to też dzieło firmy Lockheed). Według Pentagonu mogą wejść one na uzbrojenie armii pod koniec przyszłego roku.
Przypomnijmy, że w 2021 r. amerykański okręt desantowy USS Portland przeprowadził demonstrację użycia 150 kW lasera LWSD Mk2, przeciwko celowi nawodnemu z Zatoce Adeńskiej.
Centralne Dowództwo USA poinformowało, że w marcu 2024 r. zostały wysłane do Iraku trzy wysokoenergetyczne systemy DE M-SHORADS, gdzie trwają ich testy. Czy ta broń z przyszłości jest rzeczywiście skuteczna już dziś?
Według danych ze źródeł wojskowych dostępnych na platformie X wynika, że będąca dziś na wyposażeniu niektórych armii broń energetyczna, która atakuje cele z prędkością światła, jest już na tyle precyzyjna, że trafia w monetę jednofuntową o średnicy ok. 23 mm, z odległości jednego kilometra.
Wojskowi podkreślają jednak, że nie ma złotego środka, który zapewniłby zniszczenie wszystkich nadlatujących dronów. Stąd tak ważne jest wczesne wykrywanie, w tym kosmiczne, takie jak nowe satelity HBTSS, z czujnikami do śledzenia pocisków hipersonicznych i balistycznych wystrzeliwanych z lądu, morza i powietrza. Mogą one patrzeć dalej niż systemy naziemne i wykorzystywać algorytmy dopasowywania wzorców sztucznej inteligencji w celu rozróżniania typów dronów, rakiet i wabików.
Polskie wojsko na pewno równie dokładnie śledzi działania w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie. Wzmacniamy obronę przeciwlotniczą systemami średniego zasięgu Patriot, krótkiego zasięgu rakietami brytyjskimi CAMM i sami produkujemy dobre systemy bardzo bliskiego zasięgu.
O ile zaczęliśmy kupować drony do Grupy WB, to nadal nie mamy systemu bezpośredniego rozpoznania z kosmosu, musimy polegać na sojusznikach. Nadal też nie widać, by wojsko interesowało się szczególnie pilnie systemami antydronowym, których mamy w linii zaledwie kilkanaście. Warto pod tym względem brać przykład z USA.
