Wszyscy liczymy, że do wojny Rosji z NATO – mimo pojawiających się w przestrzeni publicznej pesymistycznych scenariuszy – nigdy nie dojdzie. Ale zagrożenie, jakie niesie wojna na Ukrainie, zwłaszcza dla ludności cywilnej, spowodowało, że do łask wróciły tematy związane ze schronami i miejscami ukrycia, a przede wszystkim z obroną cywilną, która praktycznie przestała istnieć po wprowadzeniu w 2022 r. ustawy o obronie Ojczyzny. Ówczesny rząd PiS obiecał uregulować te sprawy w oddzielnej ustawie, ale do dziś tej ustawy nie ma.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się 22.03.2024 r., Władysław Kosiniak-Kamysz – wicepremier i minister obrony narodowej oraz Marcin Kierwiński – minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, przedstawili niektóre założenia ustawy dotyczącej obrony cywilnej w Polsce. Nowy rząd pochyli się dopiero się jej projektem, ale znajdą się tam także przepisy odnoszące się do budowy schronów dla ludności, które mają budować m.in. jednostki samorządu terytorialnego przy finansowym wsparciu państwa.
– Patrząc na walczącą heroicznie od dwóch lat Ukrainę musimy mieć świadomość tego, że zorganizowany opór ludności w pierwszych dniach i tygodniach wojny i zatrzymanie ofensywy Federacji Rosyjskiej na Kijów stało się możliwe również dzięki zaangażowaniu całego społeczeństwa – stwierdza Władysław Kosiniak-Kamysz. – Żeby taki ruch nie był chaotyczny i spontaniczny, i miał najwyższy wymiar gwarancji bezpieczeństwa, musi być dobrze przygotowany. Określone muszą być struktury państwa, działania dotyczące obrony cywilnej i ochrony ludności. MSWiA opracowało założenia takiej ustawy, która trafi niebawem do szerokich konsultacji społecznych. Ale już dzisiaj są one analizowane z samorządowcami, którzy będą odgrywać kluczową rolę. Samorząd jest naszym podstawowym partnerem – dodaje Kosiniak-Kamysz.
Minister Marcin Kierwiński wymienił podczas konferencji sześć filarów założeń nowej ustawy, do których zaliczył:
- system ostrzegania, alarmowania i przewidywania sytuacji niebezpiecznych;
- plany zabezpieczenia ludności i przyjęcia ludności;
- schrony i miejsca ukrycia dla ludności;
- wzmocnienie społecznej odporności;
- budowanie zasobów i struktury ochrony ludności;
- funkcjonowanie ochrony ludności w czasie wojny.
I faktycznie takie konsultacje są po prostu niezbędne, ponieważ tak naprawdę, to obecnie nie wiemy nawet dokładnie, jaką liczbą schronów i miejsc ukrycia dla ludności dysponujemy. Rządzący prowadzą dopiero swój audyt w tej sprawie, więc najbardziej wiarygodne wydają się w tej chwili dane Najwyższej Izby Kontroli.
Po wybuchu wojny w Ukrainie Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła doraźną kontrolę schronów i ukryć w Kielcach. Nie wypadła dobrze. Właściwsze byłoby powiedzenie, że tak naprawdę miejsc, w których w razie zagrożenia mogliby się ukryć mieszkańcy, prawie nie ma.
W Kielcach, które liczą 183.500 mieszkańców, w schronach i miejscach ukrycia jest tylko miejsc dla ok. 4% mieszkańców. W Gliwicach wejście do jednego ze schronów zamurowano, a inne zasypano i przywalono płytami żelbetowymi.
Dla porównania, w Bydgoszczy, która liczy ponad 354.000 mieszkańców, schronienie może znaleźć około 5% z nich. Reszta może liczyć jedynie na doraźne ukrycie.
Szef kieleckiej delegatury NIK, który brał udział w przygotowaniu tego raportu przyznaje, że obrona cywilna nie istnieje, a obywatele nie wiedzą, gdzie w razie potrzeby mogą szukać bezpiecznego schronienia.
To spowodowało, że NIK zdecydowała się na kontrolę urządzeń ochronnych dla ludności w całej Polsce. Sprawdzono 44 takie budowle. Wnioski przedstawiono w raporcie o stanie polskich schronów. Jak można było się domyśleć – budowlami tego rodzaju nikt nie zajmował się u nas od lat – wnioski okazały się przygnębiające.
Ile jest miejsc schronienia dla mieszkańców Polski?
W Polsce jest 10.622 schronów i miejsc doraźnego ukrycia. Zapewniają one schronienie dla niespełna 1,5 mln ludzi. To zaledwie niecałe 4% populacji Polski. Jak podał NIK w sześciu z 32. skontrolowanych gmin nie ma żadnych miejsc ochrony dla mieszkańców.
Do tego aż 68% skontrolowanych schronów i połowa ukryć nie spełniała wymaganych warunków technicznych. Brakowało w nich najważniejszego dla tego rodzaju budowli wyposażenia, jak filtrów wentylacyjnych, ujęć wody, odseparowanego zasila (czyli generatorów) i innego ważnego wyposażenia.
Jednak eksperci Stowarzyszenia Instytutu Budownictwa Ochronnego, twierdzą, że obecnie miejsc w budowlach obronnych jest co najwyżej dla ok. 2% mieszkańców Polski.
Wkrótce po tym raporcie, w połowie 2022 r. ówczesny szef MSWiA zdecydował się przeprowadzić własny audyt. Zadanie to spadło na barki komendanta głównego Straży Pożarnej, który był jednocześnie szefem obrony cywilnej kraju.
W tym przypadku wnioski okazały się optymistyczne. W 2023 r. wiceszef MSWiA, wtedy był nim Maciej Wąsik, pochwalił się efektami kontroli strażaków. Wynikało z niej, że w Polsce mamy tyle miejsc w schronach i ukryciach, że starczy ich dla wszystkich Polaków i jeszcze zostanie sporo wolnego miejsca.
Ówczesny wiceszef resortu spraw wewnętrznych ogłosił, że możliwość doraźnego schronienia może w kraju znaleźć… 42 mln osób. Z tego w ukryciach może się schronić 1,1 mln osób, a w schronach – 300.000 mieszkańców. Nie wiadomo tylko, co oznacza kategoria budowli – schronienia doraźne.
Strażacy wykazywali, jako takie piwnice w domach i garaże pod blokami, ale podobno nawet szkoły czy kościoły, ze względu na ich zwiększoną wytrzymałość stropów. Problem w tym, że nawet nie wiadomo, czym według przepisów jest schron, a czym ukrycie. Nie ma bowiem takich definicji w obowiązującym dziś prawie.
Miejsca wskazane jako ukrycia, z reguły nie zapewniają dostatecznych potrzeb ochronnych
Nie ma obecnie przepisów określających kategorie takich budowli, jak miejsca ukrycia. Nie wiadomo jakie warunki techniczne powinny spełniać i jak powinny być wyposażone. Nie funkcjonują również przepisy dotyczące schronów, podobnie jak żadne inne wytyczne dotyczące obrony cywilnej.
Co więcej, ci nieliczni, którzy zdecydowali się na budowę prywatnych schronów pod własnymi domami, choć to kosztowne inwestycje (co najmniej w cenie dobrego samochodu), balansują na krawędzi prawa.
W 2022 r. ministerstwo Rozwoju i Technologii próbowało zmienić ustawę – Prawo budowlane dodając zapis o szybkim wydawaniu pozwoleń na budowę przydomowych schronów nie przekraczających 35 m2 powierzchni, ale na projekcie się skończyło.
Ponieważ nie ma podstaw prawnych dotyczących tego rodzaju infrastruktury specjalnej, nikt schronami nie zarządza. Z raportu NIK wiemy, że miejsca wskazane jako ukrycia, z reguły nie zapewniają dostatecznych potrzeb ochronnych. Przepisy nie określają też jasno, kto ma informować mieszkańców o lokalizacji schronów.
Deweloperzy starają się budować jak najtaniej, a schrony w garażach to dodatkowe materiały i pieniądze, które można zaoszczędzić. I najczęściej oszczędzają, dlatego „papierowe stropy” tych garaży nie spełniają wymaganych założeń ochronnych.
Kiedy nowa ustawa o ochronie ludności?
Wszystkie luki prawne ma wypełnić ustawa o ochronie ludności. Ale jej projekt ma być przedstawiony dopiero po wakacjach. Wtedy też powinien być ustanowiony fundusz, z którego można by budować schrony i dokonywać ich konserwacji. Jakie to będą pieniądze?
Rząd PiS zakładał, że na ochronę ludności będzie przeznaczać rocznie 0,1% PKB. To ok. 3–4 miliardów złotych rocznie. Nowy rząd prowadzi własne wyliczenia, jednak prezentując założenia do nowej ustawy cywilnej zaznaczył, że będzie to dużo więcej niż szacował poprzedni rząd.
Tak wynika ze skali wyzwań, jakie stoją obecnie przed Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Według wicepremiera i ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka- Kamysza, rocznie będzie to suma przynajmniej pięciokrotnie wyższa.
Czy lepiej liczyć na siebie, własną zaradność i improwizację?
Obecnie większość schronów to pozostałości z czasów PRL. Według NIK przeciętny polski schron ma przynajmniej 50 lat. W czasie zimnej wojny obawiano się napaści ze strony NATO. Budowle ochronne powstawały w zakładach pracy, na osiedlach czy w parkach.
Pod koniec lat 80. XX w. w schronach mogło ukryć się ok. 5% Polaków. Ale ta liczba szybko spadła poniżej 3%. Już w 2010 r. na miejsce w schronach i ukryciach mogło liczyć 2,3% krajowej populacji. To jeden z najniższych wskaźników w Europie.
Jak być powinno? W 2018 r. szef Obrony Cywilnej Kraju wydał wytyczne w tej sprawie. Docelowo w budowlach ochronnych oraz ukryciach powinno znaleźć miejsce co najmniej 25% ogółu ludności zamieszkującej obszar administracyjny danego miasta, a schrony nie powinny znajdować się dalej niż 150 metrów od budynku.
To w przypadku Polski wciąż jedynie projekcja chciejstwa. Odbudowa i budowa nowych obiektów ochronnych to kosztowny i długofalowy proces, wymagający czasu. Według szacunków wydziałów bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego urzędów wojewódzkich z 2017 r. w skali całego kraju nakłady na schrony wynosiły niecałe 900.000 zł.
Na przykład Bydgoszcz na całą obronę cywilną od administracji rządowej dostawała w ostatnich latach ok. 7.000 zł rocznie. W skali kraju, według NIK w 2021 r. na te cele wydano łącznie 214.000 zł. To był ostatni rok, kiedy były do tego jeszcze pewne podstawy prawne.
Zagadnienie dotyczące budowli ochronnych było włączone do ustawy z 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Przepisy te zostały jednak uchylone ustawą o obronie Ojczyzny w 2022 r.
Według dyrekcji szkoły podstawowej w Bydgoszczy, pod którą w 2018 r. wybudowano schron, jego budowa zwiększyła cenę planowanego kosztorysu powstania placówki o 650.000 zł.
Pieniądze wyłożyło miasto, ale utrzymanie schronu to już zmartwienie szkoły. Utrzymanie schronów leży na barkach zarządców budynków i też tanie nie jest. Nie ma na to rządowych pieniędzy.
Do tego nawet te samorządy, które mają pieniądze, z reguły, zamiast inwestować w schrony, wolną przeznaczyć je na drogi, chodniki czy oświetlenie. Tego bardziej chcą mieszkańcy i za to wybierają lub nie wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast.
Mimo tych mało optymistycznych danych, po Polakach specjalnie nie widać, aby brakiem schronów zbytnio się przejmowali. Ponoć to jest w naszych narodowych genach, w myśl powiedzenia „Gorzej było i też chwalili”. Tak naprawdę bierze się to stąd, że tak naprawdę nie wierzymy w totalny konflikt i dla spokoju psychicznego odpychamy od siebie widmo wojny.
Jeżeli jednak ziści się gorszy scenariusz, jak zwykle będziemy liczyć przede wszystkim na siebie, własną zaradność i improwizację. Tylko czy kopanie wówczas ziemianki albo szczeliny przeciwlotniczej przed domem lub blokiem będzie wystarczająco dobrym rozwiązaniem?
